W błędzie są ci, którzy sądzą, iż magię stworzył człowiek. W istocie to fakt, iż istota ludzka ma wielki wpływ na funkcjonowanie świata magii, ale jest ona jedynie jednym z pierwszych użytkowników owej mocy. Miejscem, w którym narodziła się moc czarodziejów jest pierwszy wymiar, który powstał ot tak, jakby był skutkiem ubocznym zachcianki ogromnej galaktyki. Zamieszkują ją dość mało kreatywne stwory, dlatego też owe miejsce zwie się Światem Właściwym.
Jak w każdym świecie nadszedł czas, kiedy to społeczeństwo podzielone zostało na istoty mało znaczące, znaczące i decydujące. Przydzielanie do owych grup zależało od stanu wiedzy danego osobnika. Czasy, kiedy największe znaczenie miała cecha zwana mądrością zwane były Erą Sprawiedliwości. Z czasem jednak stworzenia zaczęły być bardziej chciwe. Poszczególne gromady istot o tym samym zdaniu prowadziły mało kulturalne sprzeczki z grupami o odmiennych poglądach. Tak właśnie wymiar podzielił się na państwa. Nie był to jednak koniec mrocznych czasów. W pewnym momencie do konfliktów powodowanych polityką doszły także bitwy o teren. Cały wymiar był jednym wielkim placem boju. Wojna, jaka trwała przez długi okres historii Świata Właściwego miała jeden cel. Jej zadaniem było ostateczne rozstrzygnięcie tego, kto ma rację. Wtedy właśnie było najgorzej, iż główną rolę zaczęła odgrywać siła, a nie doświadczenie. Owa era zwana była Erą Brutalną.
I właśnie wtedy, kiedy bitwę o świat wygrała rasa ludzka nastały kolejne czasy, które nie dość, że trwają do dnia dzisiejszego, to jeszcze dnia kiedy nastały powstała magia. Przywódca ludzi, człowiek najważniejszy na świecie uznał, że mimo swojej siły, rasa przywódcza posiada słabość właśnie w wiedzy. Dlatego też nowy cesarz wymiaru rozkazał skrzyżować DNA człowieka z DNA istot mądrzejszych, by stworzyć kilkunastu strażników, w których żyłach płynąć będą także żywioły. Król świata, by wyróżnić ich szczególną rolę przydzielił im miano bogów. W Świecie Właściwym każdemu z bogów przydzielone zostało miejsce. W zależności od żywiołu mogło być położone wysoko lub nisko. Bóg Ognia, Greatflame, posiadał własną fortecę w kominie największego z aktywnych wulkanów. Bogini Wody, Bluebee, wzniosła swój pałac na dnie najgłębszego oceanu. W miejscu, nad którym non stop unosiły się chmury burzowe swój pałac postawił król błyskawicy - Twang. Ponadto, by szkolić nowych wojowników posłusznych każdemu z bogów, obok budowli każdego z nich postawiono tzw. ołtarze, będące zarówno miejscem kultu danego boga jak i placem treningowym i miejscem obrad.
W największej z sal w Ołtarzu Błyskawic, w której właśnie trwała dość ważna narada dobiegały przeraźliwe dźwięki, zapowiadające się jako kolejny powód koszmarów nawiedzających rekrutów. Otoczona piorunami żelazna klamka nie dopuszczała do środka nikogo, bez względu na to, czy był to nowicjusz, czy sam Wielki Mistrz Twang. Co prawda w środku znajdowała się dwójka z jego uczniów, ale akurat owy duet nie uchodził za specjalnie spokojny, wręcz przeciwnie.
Na fioletowo-bordowym kręgu umieszczonym po prawicy kamiennego posągu Boga Błyskawicy klęczała kobieta o ciemnej cerze. Jej zimne oczy o rażąco żółtych tęczówkach przeszywały duszy wszystkich elitarnych strażników. Podrzucając sztylet przytakiwała nie słuchając słów stojącego na kręgu w barwie miodowej kolejnego ucznia Twanga. On jednak wyglądał na spokojnego; blond włosy poukładane na kształt kłów lśniły w blasku światła tworzonego przez wszechobecne błyskawice, a czarne oczy spoglądające z łagodnością na pozostałe osoby przebywające na sali sprawiały wrażenie, że mężczyzna nie stanowi zagrożenia.
- Czekaj czekaj, bo nie rozumiem dokładnie... - spojrzała z oburzeniem w lewą stronę. - Ty sugerujesz, że walka nie ma sensu? Tobie do reszty odbiło Silent?!
- Coś takiego powiedziałem, Taidana-san? - uśmiechnął się lekko, chcąc uspokoić przyjaciółkę. Widząc jednak, że jedynie ją drażni postanowił nie okłamywać osoby, która prędzej czy później dowie się całej prawdy. - Uważam, że walka z Twierdzą Inferno nie ma sensu, owszem.
- Jak to?! - wstała i skierowała ostrze noża w jego stronę. - Wolne żarty, niby czemu nie mamy użyć wobec nich przemocy?!
- Inferno to terytorium Mistrza Greatflame'a. - powiedział. - Atak na jedną z jego twierdz jest nielogiczny, tak samo jak wkładanie ręki w gniazdo szerszeni.
- To nasz wróg! - krzyknęła jeszcze głośniej. - We wroga powinno się ładować tyle błyskawic ile się da!
- Prawdziwego zwycięstwa nie odniesiesz poprzez walkę zbrojną, ale poprzez spokojną dyskusję. - powiedział powoli denerwując się zachowaniem żółtookiej.
- Moim zdaniem mistrz Silent ma rację. - odezwał się jeden ze strażników.
- A moim zdaniem to właśnie Drugi Bóg Błyskawic ma rację! - odezwał się elitarny strażnik.
- Blackday, uważasz, że wojna jest dobrym rozwiązaniem?! - oburzył się Silent, Drugi Bóg Błyskawic.
- Uważam, że jest słusznym rozwiązaniem. - stwierdził. - Z całym szacunkiem Trzeci, ale moim zdaniem nie spojrzałeś na to, że Inferno nas atakują. To niesprawiedliwe, że oni mogą zabić nawet Mistrza Twanga, a my nic z tym nie zrobimy.
- Jesteś bezczelny! - oburzył się blondyn. - Nie masz zielonego pojęcia o tym, co działo się w drugiej erze, tak więc nie wiesz, czym jest prawdziwa wojna...!
- Silence, koniec dyskusji. - położyła rękę na ramieniu towarzysza. - Postarajmy się myśleć jak mistrz. On jest przeciwny wojnie. Dobrze wiem, kiedy mam ustąpić i to jest właśnie ta chwila.
- Ale Druga...! - wtrącił się Blackday.
- Blackday, nie masz w tej sprawie już zdania. Decyzja jest ostateczna. - spojrzała przepełniając elitarnego strażnika strachem, po czym opuściła pomieszczenie.
W środku został jedynie Blackday, nie mogący pogodzić się z decyzją Drugiego i Trzeciego Boga. Była zbyt szybka, nieprzemyślana, beznadziejna. Zacisnął pięść i opuścił pomieszczenie.
Będąc na ogromnym korytarzu ruszył w przyśpieszonym tempie w stronę ogromnych, żelaznych drzwi. Spojrzał, czy nikt go nie obserwuje. Wiedząc, że teren jest czysty otworzył wrota i zwinnym ruchem przedostał się do środka. Zastał tam dziewczynę.
- Skończyłaś już? - zapytał z ponurym głosem.
- T-tak! Znaczy... eh... nie wiem do k-końca... - jąkała się przy każdym zdaniu.
- Co jest? - zapytał z mrocznym głosem, idąc w stronę ogromnego, żelaznego łuku.
- S-stój Day-san! - zatrzymała go uderzając kluczem francuskim w głowę. - Nie wiem czy to działa!
- A mnie to coś obchodzi... - odepchnął ją i ruszył w stronę obiektu. - Uruchom to.
- Ziemia nie jest odpowiednim wymiarem dla takiego geniusza! - nie poddawała się. - Z resztą nie wiem, czy to przeniesie cię tam, czy do Edolas.
- Gdziekolwiek niech mnie przeniesie, nie mam zamiaru słuchać dalej głosów tych leniwych bogów. - zdenerwował się. - Odpalasz to Mayuge czy nie?!
- Dobra już dobra... - mruknęła po czym zasiadła przy czerwonym krześle.
Zaczęła naciskać miliony przycisków umieszczonych na ogromnej, żelaznej ścianie. W pewnym momencie metalowy łuk zaczęła wypełniać fioletowa mgła, w której zniknęła postać mężczyzny.
W pewnej chwili na ekranie wyświetlił się zielony napis. "Obiekt badań 00893 przebył udaną podróż między wymiarami. Aktualna lokalizacja: Ziemia, Królestwo Fiore, Miasto Darkweb".
Mayuge odetchnęła z ulgą, wpatrując się w ekran monitora, by móc śledzić ruchy Blackday'a.
▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓
Minął kolejny dzień rozgrywek Wielkiego Turnieju Magicznego. Biorący w nim udział zawodnicy musieli wypocząć, w końcu jutro jest dzień wielkiego finału. Laxus od razu ruszył do swojego pokoju by móc w spokoju spać. Wcześniej jednak mruknął coś do Freeda, choć jak uznał zielonowłosy nie było to nic ważnego. Oczywiście Bickslow miał do niego o to pretensje, w końcu to dość podejrzane, że zielonooki nie chce mu wyjawić szczegółów rozmowy z liderem Gromowładnych Bogów. Tak czy siak nawet niebieskowłosy nie miał ochoty na jakąkolwiek dyskusję. Jego myśli zajęte były czym innym, a mianowicie strategią do jednej z jego przyszłych walk. Jak to już zazwyczaj się zdarzało, zanim Ever, Freed i Bicks zaczęli wykonywać swoją misję, czerwonooki i tak wiedział z kim kto walczy. Widząc skupioną twarz ukrytą pod przyłbicą 22-latka, Evergreen podeszła po cichu to Freeda i wysłała go na zakupy. Odpowiedzialny za pożywienie zielonowłosy nie miał o czym gadać. Bez namysłu wziął portfel i ruszył w kierunku sklepu, zostawiając towarzyszy w spokoju.
|