Saga X785 | ||
---|---|---|
| ||
Rozdziały |
Pomiędzy Rozdziałem 253, a Rozdziałem 254 | |
Poprzedni ← Saga Wyspa Tenrō |
Następny Saga Egzamin → | |
Tomy i Rozdziały |
Saga X785 jest sagą mającą miejsce rok po wydarzeniach na Wyspie Tenrō, stworzoną przez użytkownika Crasher96.
Występujące postacie[]
Główne postacie w Sadze[]
Postacie[]
- Albright Aldor
- Marilyn Ali
- Wakaba Mine
- Macao Conbolt
- Kinana
- Yajima
- Złodziej
- Sprzedawca sklepu
- Burt
- Reedus Jonah
- Romeo Conbolt (wspomniany)
- Natsu Dragneel (wspomniany)
- Nab Lasaro
- Max Alors
- Laki Olietta
- Warren Rocko
- Vijeeter Ecor
- Alzack Connell
- Bisca Mulan
Rozdziały[]
Rozdział 1[]
Rok X785, kwiecień, Miasto Magnolia. Do stacji kolejowej dojeżdża pociąg, z którego wysiada młoda dziewczyna o rudych włosach i jasnoniebieskich oczach. Każdy kto w nie spojrzał, zatracał się bez pamięci. Oczy te bowiem były duże i głębokie, pełne czegoś, czego nikt nie potrafił wytłumaczyć. Wpatrując się w nie, miało się nadzieję, że odkryje się wielką tajemnicę. Ubrana była w krótką sukienkę w małe kolorowe kwiaty. Na ramieniu niosła brązową torbę, a w ręce trzymała mapę. Wpatrywała się w tę mapę, a jej wyraz twarzy jasno sugerował, że nie może się w niej odnaleźć. Wiedząc, że nie da rady dotrzeć do celu, zaczęła szukać miejscowej osoby, która zna się na tym terenie. Nagle zobaczyła przechodnia i podeszła do niego.
- Przepraszam - spytała dziewczyna - mam problem z dotarciem do Szpitala w Magnolii, czy mógłby mi pan pomóc?
- Oczywiście - odparł mężczyzna - widzę, że masz mapę, mogłabyś mi ją pokazać?
- Tak, proszę - powiedziała dziewczyna, wręczając zgiętą na kilka części mapę Magnolii.
Mężczyzna przyjrzał się jej i po krótkiej chwili zaczął tłumaczyć:
- Jesteśmy tutaj... Idąc cały czas prosto, dojdziesz do Magicznego Sklepu. Skręć przy nim w prawo. Jeśli będziesz iść cały czas prosto, dotrzesz do szpitala.
- Dziękuję bardzo! - powiedziała dziewczyna, odzyskując mapę.
Po pewnym czasie dziewczyna dociera na miejsce. Wchodzi do środka i podchodzi do pielęgniarki.
- Przepraszam... - zaczęła dziewczyna.
- Tak? - odparła pielęgniarka.
- Nie wie pani, gdzie mogę znaleźć salę, w której leży Marilyn Ali?
Na twarzy pielęgniarki wyrysował się wyraz zaskoczenia. Długo milczała, jednak zebrała się w sobie na odpowiedź:
- Bardzo mi przykro... Pani Marilyn umarła dzisiaj w nocy...
Dziewczyna zamarła. W oczach stanęły jej łzy. Bez słowa wyszła z budynku. Z opuszczoną głową zaczęła włóczyć się bez celu po mieście. Była smutna i zamyślona. Nagle osoba w ciemnym płaszczu podbiegła do niej i zwinnym ruchem zdjęła z jej ramienia torbę i mocno chwyciła ją w ręce. Następnie szybko zaczęła uciekać ze zdobyczą. Było już ciemno, więc trudno było zidentyfikować twarz złodzieja. Dziewczyna zaczęła biec za smukłą sylwetką. Wiedziała, że jej nie dogoni, dlatego szybkim krokiem podskoczyła i skrzyżowała ręce:
- Furasshu Sukairaito![1]
Wokół jej ciała pojawiły się dziesiątki świecących kul. Z niesamowitą szybkością poszybowały one w stronę złodzieja. Uderzyły go z dużą siłą, niszcząc przy tym podłoże i pobliskie obiekty. Przechodnie patrzyli na nią ze zdziwieniem. Ze zgromadzonego tłumu wyszedł mężczyzna w średnim wieku.
- Tyle mocy w takim wieku! - powiedział mężczyzna - Jesteś Magiem?
- Kim pan jest? - spytała dziewczyna.
- Wybacz, gdzie moje maniery, nazywam się Wakaba Mine, jestem Magiem, tak jak ty! Jak ci na imię?
- Albright. - powiedziała spokojnym i cichym głosem.
- Nie chciałabyś przypadkiem dołączyć do jakiejś Gildii? Do Fairy Tail?
Dziewczyna zdziwiła się i zamilkła na chwilę. Następnie uśmiechnęła się i rzekła:
- Z przyjemnością!
KONIEC 1 ROZDZIAŁU
Rozdział 2[]
Albright podążała za smukła sylwetką Maga Fairy Tail. Szedł wolnym krokiem, paląc fajkę, z której wydobywał się różowy dym. Stąpał beztrosko, trzymając ręce w kieszeniach swoich czerwonych spodni. W głowie dziewczyny mnożyło się dziesiątki pytań. Była czymś wyraźnie zaniepokojona.
- Przepraszam... - powiedziała cichym głosem.
- Co tam? - zapytał Wakaba.
- Trochę mnie zastanawia ta Gildia... Kiedyś już o niej słyszałam. Podobno to najsilniejsza Gildia w całym królestwie. Zastanawia mnie, czemu tak łatwo zostałam do niej przyjęta. Dużo osób czeka latami, aż dostanie się do swojej wymarzonej...
Wakaba popatrzył na dziewczynę i opuścił głowę. Lekko zasmucony powiedział:
- Kiedyś owszem, tak było... Teraz nasza Gildia to garstka członków, którzy nie uczestniczyli w tamtym wydarzeniu...
- W jakim wydarzeniu? - spytała.
Wakaba dokładnie opowiedział, co stało się z osobami, które brały udział w Egzaminie na Maga Klasy-S na Wyspie Tenrō. Mówił o tym, jak zostały zaatakowane przez smoka. Po jego ataku Wyspa zniknęła i do dzisiaj nikt jej nie odnalazł.
- To straszne. - powiedziała zadziwiona dziewczyna - Nie wiedziałam, że smoki jeszcze istnieją... Ale nadal nie wiem, dlaczego zaprosiłeś mnie do swojej Gildii?
- Te oczy... - zamyślił się mężczyzna - Masz takie oczy jak my wszyscy, jak oni...
- Oczy? - spytała zdumiona.
- Tak. Oczy, które posiada każdy z nas w Fairy Tail. Oczy tego, którego przeszłość nie pozostawiła na nim suchej nitki. Oczy tego, kto stracił sens w życiu...
Dziewczyna zasmuciła się. Stanęła w miejscu i opuściła głowę. Wakaba nic nie powiedział. Stanął tak samo jak ona i spoglądał na nią. Postój trwał kilka minut. Nagle Albright uśmiechnęła się i podniosła głowę.
- Chodźmy do Gildii! - powiedziała do zdumionego mężczyzny.
KONIEC 2 ROZDZIAŁU
Rozdział 3[]
Po kilkudziesięciu minutach Albright i Wakaba docierają do celu. Na obrzeżach miasta stoi mały budynek, dość ubogi i skromny. Jest to budynek należący do Gildii Fairy Tail.
- Chodźmy! - powiedział Wakaba.
Albright bez słowa poszła za nim. W środku panowała spokojna atmosfera. Dziewczyna spostrzegła kilka osób znajdująch się w budynku. Jej uwagę przyciągnął mężczyzna w rudych włosach, malujący coś na sztaludze.
- Hej, Macao! - krzyknął Wakaba - Mam sprawę, gdzie jesteś?!
- Wakaba draniu, chyba mówiłem ci, że masz się do mnie zwracać "Mistrzu"! - oburzył się mężczyzna z krótkimi fioletowymi włosami, który właśnie wszedł do pomieszczenia tylnym wejściem.
- Mamy nowego rekruta, jest całkiem niezła! - powiedział Wakaba, nie zważając na wcześniejszą obelgę.
Macao podszedł do dziewczyny i długo się jej przyglądał z każdej strony, łamiąc wszelkie zasady zachowania odległości od osoby. Albright czuła się nieswojo, jednak nic nie powiedziała. Mężczyzna westchnął lekko, złożył ręce i powiedział:
- Gdzie ją znalazłeś? Jakoś trudno mi uwierzyć, że przy tym budżecie i ilości zadań ktoś chce się do nas przyłączyć.
- A co nie ufasz mi? - powiedział oburzony Wakaba - Nie wystarczy, że ja ją tu przyprowadziłem, Macao?
- "Mistrzu" Macao! Przyprowadzisz tu każdą ładną panienkę draniu!
- Coś ty powiedział?
Mężczyźni zaczęli się ze sobą bić. Albright przyglądała się temu z zakłopotaniem. Nie wiedziała, czy przerwać ten konflikt, czy pozwolić im się pozabijać. Nagle podeszła do niej młoda dziewczyna o zielonych oczach i pięknych fioletowych włosach.
- Nowa? - spytała się z uśmiechem na twarzy i entuzjazmem w głosie.
- Tak... - odpowiedziała niepewnie Albright.
- Witam! Nazywam się Kinana! Jestem tu kelnerką. Trudno mi uwierzyć, że ktoś wstąpił w nasze szeregi. Jak się nazywasz? - spytała z ciągłym uśmiechem, zamykając swoje duże zielone oczy.
- Albright. - odpowiedziała z większą pewnością, którą odzyskiwała z każdym spojrzeniem na piękną dziewczynę.
- Mistrz jest chyba trochę zajęty, więc oprowadzę cię po naszej Gildii. Nie ma tu zbyt wiele miejsca, jednak członków także jest mało.
Kinana pokazała Albright tablicę ogłoszeń, z której będzie mogła brać zadania. Nie było ich tam wiele, ze względu na pozycję Gildii w państwie. Następnie oprowadziła ją po barze, który zajmował praktycznie całą powierzchnię budynku.
- Dziękuję Kinana-san! Może wybiorę coś z tablicy. - powiedziała Albright, udając się w stronę zadań.
- Nie zapomnij zatwierdzić go u mistrza! - dodała Kinana.
Albright stała przed niemalże pustą tablicą ogłoszeń. Miała do wyboru jedynie dwa zadania. Nagle poszedł do niej Wakaba.
- Już się bierzesz za zadania, Al-chan? Widzę, że nie tracisz czasu! - powiedział mężczyzna, paląc swoją fajkę, z którą się nie rozstawał.
- Wakaba-san... - powiedziała dziewczyna zadziwiona jego obecnością.
- Wybacz wcześniej za Macao. Od czasu zaginięcia naszych towarzyszy trzyma ludzi na dystans.
- Nie, to nic. - powiedziała zamyślona - Chciałabym się podjąć jakiegoś zadania.
- Może to? - powiedział, wydzierając kartkę z tablicy. - Dość tanie, więc jest łatwe. Idealne na pierwszą misję!
Dziewczyna wzięła kartkę do ręki i zaczęła ją czytać. Było na niej napisane:
"Znalezienie złodziejaszka w okolicach Miasta Hargeon. Nagroda 20 000 klejnotów. Uwaga! Złodziej potrafi zmienić swój wygląd. W starciach jest bezużyteczny, dlatego unika wszelkich konfrontacji!"
- Biorę! - powiedziała pełna entuzjazmu Albright.
KONIEC 3 ROZDZIAŁU
Rozdział 4[]
Do Miasta Hargeon właśnie zajechał pociąg. Znudzona podróżą Albright chętnie wysiada z pojazdu. I tym razem jej kiepska orientacja w terenie nie wystarcza, aby dotrzeć do obszaru, w którym grasuje przestępca.
- Przepraszam. - spytała pierwszego przechodnia, jakiego zobaczyła - Jak mogę dostać się do restauracji 8-Island?
- To bardzo proste. - powiedział zaczepiony mężczyzna - idąc prosto w tę stronę, dojdziesz bez problemu.
- Dziękuję bardzo! - krzyknęła do odchodzącego przechodnia.
Albright zaczęła iść w stronę, którą wyznaczył jej mężczyzna. Dziewczyna szła długo i dotarła do Parku w Hargeon. Była dość wczesna pora, więc postanowiła, że zatrzyma się tu na chwilę. Rozmyślała nad swoim członkostwem w Fairy Tail. Do tej pory nie wie, dlaczego z taką łatwością zgodziła się dołączyć do Gildii. Postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy i skupić się na misji. Restauracja 8-Island była bardzo blisko parku. Albright weszła do niej i krzyknęła:
- Dzień Dobry!
Z kuchni wyszedł starzec niskiego wzrostu z długimi brwiami, który miał na sobie typowy strój kucharza.
- Przyszłam w sprawie ogłoszenia. Jestem z Fairy Tail. Nazywam się Albright.
- Ach tak! - ocknął się po dłuższej chwili starzec - Fairy Tail? Znam ich bardzo dobrze, ale ciebie nigdy nie widziałem. Mogłabyś pokazać swój znak?
Zarumieniona dziewczyna podniosła lekko sukienkę, ukazując pomarańczowy znak Gildii Fairy Tail na swoim biodrze.
- Ciekawe miejsce na...
- Do rzeczy! - przerwała starcowi oburzona dziewczyna.
- Tak, tak. Nazywam się Yajima. Ostatnio słyszałem o pewnym złodzieju, który kradnie w pobliskich sklepach i na targowiskach. Nie zawracałem tym sobie głowy, dopóki nie ukradł mi on kompletu patelni, kilku garnków i wielu innych rzeczy. Czy mogłabyś go odnaleźć i schwytać? Nie łudzę się, że odzyskam skradzione rzeczy, jednak nie chcę, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Pomożesz, Alby?
- Albright... - szepnęła - Oczywiście, po to tu jestem. Kiedy złodziej ukradł panu te rzeczy?
- Dwa dni temu. W nocy.
- Jaką ma pan pewność, że jest jeszcze w tej okolicy, czy nawet w mieście?
- Czuję tą niewielką magiczną moc. Jestem pewien, że grasuje gdzieś w tej okolicy.
- Hmm...? - zamyśliła się dziewczyna - Czemu sam pan go nie złapie?
- Słucham? - zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Żeby wyczuć moc magiczną, w dodatku "niewielką", trzeba posiadać spore umiejętności magiczne. Niedość, że jest pan Magiem, to całkiem dobrym. Na pewno poradziłby sobie pan z takim przeciwnikiem.
- Bystra jesteś Alabaraite. Nie używam już jednak Magii. Teraz służy mi wyłącznie w kuchni.
- Alb... Nieważne. Dobrze. Rozejrzę się.
Dziewczyna wyszła z restauracji i rozpoczęła poszukiwania. Chodziła po sklepach i targowiskach. Nie spostrzegła nic podejrzanego. Zbliżał się wieczór i miała się już poddać. Szła w kierunku 8-Island, by zrezygnować z pracy, kiedy jej uwagę przyciągnęła smukła sylwetka mężczyzny w średnim wieku. Jego podejrzana twarz i pragnienie wypełnienia zadania sprawiły, że Albright zaczęła go śledzić.
Szła za nim dość długo. Dzielnica nieco się zmieniła i nie było już tak łatwo schować się dziewczynie za różnymi obiektami. Chciała przejść zza jednego budynku pod drugi, jednak były one zbyt daleko od siebie. Postanowiła skorzystać z Magii. Jej ciało zaczęło się świecić, aż w końcu zniknęło. W formie światła próbowała przemieścić się w wyznaczone miejsce. Tuż przed złodziejem jej zaklęcie przestało działać. W błysku światła przed mężczyną pojawiła się Albright. Zszokowany jej nagłym widokiem zaczął uciekać. Siłą rzeczy dziewczyna zaczęła biec za nim. Zgubiła go jednak po kilku zakrętach. Zgubiła nie tylko jego, ale też siebie. Idąc za mężczyzną nie zdawała sobie sprawy, że dochodzi do dzielnicy, której nie zna.
KONIEC 4 ROZDZIAŁU
Rozdział 5[]
Dziewczyna włóczyła się po mieście w nadziei, że wróci do okolicy, którą zna. Pościg złodzieja był krótki, jednak orientacja w terenie Albright sprawiła, że się zgubiła. Zbliżała się noc, a Al jakimś cudem znalazła się we właściwej dzielnicy. Zadowolona z powrotu, a zarazem smutna przez niepowodzenie misji kierowała się w stronę 8-Island. Miała jeszcze spory kawałek do przejścia.
Było już po północy. Dochodziła do restauracji, mając nadzieję, że jest jeszcze w ogóle otwarta. Nagle usłyszała szum i obecność drugiego człowieka, który był w zasięgu jej wzroku. Do sąsiedniego sklepu ktoś się włamywał. Albright błyskawicznie się schowała i obserwowała sytuację. Chciała mieć dowód, że to właśnie ten człwowiek okradał pobliskie sklepy.
Złodziej wszedł przez tylne okno sklepu. Albright prawie nic nie widziała. Przyłożyła swoją rękę do twarzy, nie dotykając jej. Zasłaniała nią dolną część swojej twarzy. Jej oczy zaświeciły się na złoto, sprawiając, że mogła widzieć w ciemności. Dokładnie patrzyła, jak mężczyzna wychodzi oknem, którym wszedł, trzymając w ręce worek pełen łupów.
Zaczął się oddalać. Albright pobiegła za nim. Tym razem nie mogła zawalić. Miała przewagę i zamierzała ją wykorzystać. Złodziej usłyszał nieznane kroki i instynktownie zaczął uciekać. Al dokładnie widziała, dokąd idzie. Był szybszy od niej. Dziewczyna podczas biegu machnęła lekko prawą ręką, tworząc niewielki i chwilowy słupek złotego światła przed nogami złodzieja, o który się potknął. Albright dobiła upadającego przeciwnika.
- Mam cię, draniu! - powiedziała z wielkim entuzjazmem w głosie.
- Pu-puść mnie! - powiedział bezsilny mężczyzna.
- Nie mam takiego zamiaru. To ty okradałeś pobliskie sklepy. Jesteś moim celem. Mów, co zrobiłeś ze skradzionymi rzeczami!
- To nie ja... Słowo! - bronił się osaczony mężczyzna - To jedyny sklep, jaki okradłem.
- Pamiętam twoją twarz. Już cię widziałam. Nie pierwszy raz cię gonię. Wcześniej też czychałeś na inne sklepy.
- Ale... - zaciął się z braku argumentów.
Al podniosła swoją rękę, która została otoczona przez strumień złotego światła. Z bezdusznym wyrazem twarzy i okrutnym uśmiechem powiedziała:
- Gadaj prawdę, draniu.
- Dobrze... Dobrze! Przynaję się!
- Tak jak myślałam, cieńki jesteś! - powiedziała wciągnięta swoją rolą detektywa, nie opuszczając świecącej ręki. - Idziesz ze mną!
Przestępca został aresztowany. Skradzione rzeczy zostały sprzedane nieznanym ludziom. Nie udało się ich odzyskać, jednak w okolicy zrobiło się o wiele bezpieczniej. Albright o poranku zjawiła się w restauracji 8-Island.
- Złapałam go. - powiedziała, wchodząc do kuchni bez słowa - Został aresztowany. Niestety skradzione rzeczy przepadły...
- Kim jesteś?
Oburzona dziewczyna złapała się za czoło opuszkami palców.
- Ach tak! Alabaraita! - ocknął się Yajima - Złapałaś? Świetnie! Masz tu swoją nagrodę.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni plik banknotów, który wręczył dziewczynie.
- Ale... - zdziwiła się dziewczyna - To trochę więcej, niż było w umowie.
- Bardzo dobrze znam Fairy Tail. - powiedział - Znam ich obecną sytuację. Przyda wam się trochę pieniędzy. W dodatku mam wobec nich dług!
- Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Weź! - powiedział z przerażającą twarzą - To mój mały prezent. Radzę się nie sprzeciwiać!
- T-tak... - odpowiedziała drżącym głosem.
Dziewczyna została na śniadanie w restauracji. Po posiłku wybrała się na stację. Zajęło jej to więcej czasu niż wcześniej, ponieważ kilka razy się zabłądziła. Po długiej wędrówce wróciła do Gildii.
KONIEC 5 ROZDZIAŁU
Rozdział 6[]
Albright siedziała w pociągu jadącym do Miasta Magnolii. Wpatrywała się w okno, podziwiając piękną zieloną polanę, przez którą właśnie przejeżdżał pojazd. Nagle naprzeciwnko niej usiadł mały chłopiec. Miał głebokie brązowe oczy, które były tak ciemne, że trudno było zauważyć ich odcień. Jego krótko ostrzyżone włosy były koloru czarnego. Ubrany był w krótkie kremowe spodenki i ciemnoniebieską koszulę z krótkim rękawem. Jego wyraz twarzy sugerował zdenerwowanie i złość. Al zauważyła, że siedzi sam. Była zdziwiona tym faktem, ponieważ jej zdaniem był zbyt młody na samotną jazdę pociągiem, w dodatku takim, który jedzie do dużego miasta. Stwierdziła jednak, że na stacji ktoś musi na niego czekać.
Pociąg dojechał na miejsce z lekkim opóźnieniem. Albright była zdenerwowana jego niepunktualnością. Wysiadła z pociągu i poszła w stronę Gildii. Miała problem z dojściem do niej, więc postanowiła zatrzymać się w pobliskiej restauracji.
Po zjedzeniu obiadu wyszła z budynku i na ślepo kierowała się w stronę Gildii. Doszła do Parku w Magnolii. Nagle spostrzegła tam wcześniej spotkanego chłopca uciekającego z workiem pełnym jedzenia. Gonił go pewien mężczyzna. Po stroju można było wywnioskować, że był sprzedawcą sklepu. Chciał odzyskać swoje skradzione produkty, które wziął ten mały chłopiec.
- Mam cię, szczeniaku! - powiedział sprzedawca, łapiąc małego złodzieja, który potknął się o kamień - No?! Co mam teraz z tobą zrobić?
Albright podbiegła szybko na miejsce zdarzenia.
- Przepraszam. - przerwała - Co tu się dzieje?
- Ten bachor ukradł mi jedzenie ze sklepu! Goniłem go trzy przecznice! Teraz zostanie ukarany!
- Proszę się opanować. - powiedziała, wyciągając dłoń w geście uspokojenia rozmówcy - Zapłacę za skradzione produkty.
Albright zapłaciła sprzedawcy za jedzenie, mówiąc, że odprowadzi chłopaka do domu. Chłopiec wstał i otrzepał się z ziemi.
- Nie musiałaś mi pomagać. Czemu to zrobiłaś? - powiedział oburzony chłopiec.
- Hę? To tak się dziękuje komuś, kto uratował cię z opresji? - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
Chłopiec z zaciśniętymi zębami odwrócił wzrok od dziewczyny.
- Gdzie mieszkasz? - spytała dziewczyna - Odprowadzę cię do domu.
- Nie ma mowy, nie znam cię!
Dziewczyna zdenerwowała się. Jej mroczna strona strona odezwała się.
- Słuchaj bachorze, albo mi powiesz, gdzie mieszkasz, albo nie ręczę za siebie! - powiedziała ze złowieszczym uśmiechem i demonicznymi oczami.
- Zostaw mnie, jesteś stuknięta!
Chłopiec zaczął szybko uciekać przed dziewczyną, jednak znów potknął się o mały kamień leżący na chodniku. Albright podniosła go za tył koszuli i zaczęła iść.
- Puść mnie!
Dziewczyna rzuciła go lekko przed siebie i spytała ponownie:
- Gdzie mieszkasz?
Po chwili milczenia chłopak opuścił głowę w bok i powiedział cicho:
- Nie mam domu...
Albright ani drgnęła, utrzymywała swoją pewną pozę, spoglądając na chłopca. Ani trochę nie była zaskoczona jego odpowiedzią.
- Zostaw mnie wreszcie! - krzyknął chłopiec ze łzami w oczach.
- Nie zostawię cię tutaj! - powiedziała ze spokojem w głosie - Idziesz ze mną!
- Nigdzie z tobą nie idę, zapomnij!
Albright wzięła go za koszulę i zaczęła za sobą ciągnąć, ku jego zdenerwowaniu.
KONIEC 6 ROZDZIAŁU
Rozdział 7[]
Zbliżał się wieczór, a Albright wreszcie obrała właściwą drogę do Gildii. Nadal ciągnęła za sobą chłopca, który był już u kresu swoich sił. Nagle puściła go i wskazała na budynek, mówiąc:
- Oto moja Gildia.
Chłopak spojrzał na budowlę z góry na dół, powtarzając tę czynność wiele razy.
- No i? - powiedział znudzony. - Zwykła chatka.
- To Gildia! Będziesz tu mieszkał dopóki nie wymyślę, co z tobą zrobić! - odpowiedziała z oburzeniem w głosie.
- Po prostu daj mi spokój!
Dziewczyna popatrzyła na niego, a on spojrzał w jej oczy i po dłuższym wpatrywaniu się w nie z niewyjaśnionych przyczyn przystał na jej propozycję. Wszedł do budynku pełnego dziwnych dla niego osób. Nie odstępował dziewczyny na krok. Al podeszła do rudowłosego mężczyzny, który zwrócił jej uwagę na samym początku.
- Przepraszam. Gdzie jest mistrz? - spytała się dziewczyna.
- Poszedł po coś z Wakabą. Chwila... To ty jesteś tą nową, tak? Miło mi! Nazywam się Reedus Jonah. Mogę cię narysować?
- Może innym razem. - zaprzeczyła z uśmiechem - Jestem Albright Aldor. Miło było poznać. Przy okazji, świetne rysunki!
- Co za Gildia, nawet się nie znają... - szepnął chłopak.
- Słucham? - spytała z przerażeniem w oczach.
- Nic nic... - odpowiedział drżącym głosem.
Dziewczyna podeszła następnie do Kinany. Drugi cień Al ruszał się z niezmienną prędkością.
- Hej, Kinana-san, nie wiesz, kiedy wróci mistrz?
- Hmmm... - zamyśliła się, wycierając ściereczką kolejną mokrą szklankę - Wyszedł z Wakabą ponad godzinę temu. Niedługo powinien wrócić.
- Dzięki, poczekam na niego.
- Ooo? - zdziwiła się kelnerka, spoglądając na małego chłopca ukrywającego się za Al - Jaki słodki! Kim on jest?
- To... - zacięła się, patrząc na dziecko z lekkim grymasem - Sama nie wiem kto to... Znalazłam go dzisiaj, gdy kradł ludziom jedzenie. Nie ma domu, więc go wzięłam. Nie mam pojęcia co z nim zrobić...
Chłopak wszystko słyszał, jednak udawał, że interesuje go podłoga, na którą właśnie patrzył.
- To smutne... - powiedziała Kinana, patrząc na dziecko z coraz większym politowaniem - Czemu by nie przyjąć go do Gildii?
Chłopak, tak samo jak Albright, zadziwił się.
- Przecież to jeszcze dziecko! - oburzyła się Al - Nie zna nawet Magii...
- Kto tak powiedział... - szepnął chłopak.
- Taki bachor jak ty zna Magię?! -zdziwiła się Albright.
- Do tej Gildii dołączały już młodsze osoby zaznajomione z Magią. Fairy Tail wychowywało ich i kształciło na świetnych Magów. - powiedziała Kinana - Sama dopiero się jej uczę, a należę do tej Gildii. - dodała z uśmiechem na twarzy.
- Ale mistrz może się nie zgodzić... - stwierdziła Al.
- Już ja z nim pogadam. - powiedziała z przymrużonym okiem Kinana, z której twarzy uśmiech nie znikał.
Albright się nie odezwała. Po chwili uśmiechnęła się i spytała chłopca:
- Chcesz dołączyć do Fairy Tail? Mieć nowy dom?
Jasnym było, że chłopak tak łatwo się nie zgodzi. Gdy już miał odmówić, spojrzał w duże oczy dziewczyny i się zamyślił. Po chwili powiedział z uśmiechem na twarzy:
- Jasne!
- Jak masz na imię? - zapytała Kinana, która była nieco zdziwiona odpowiedzią chłopca, tak samo jak Albright.
- Burt.
- Witamy w Gildii, Burt!
KONIEC 7 ROZDZIAŁU
Rozdział 8[]
Miasto Magnolia, Gildia Fairy Tail. Od przyjęcią małego chłopca o imieniu Burt minęły 2 dni. Kinanie udało się przekonać mistrza, aby wstąpił on w szeregi Gildii. Macao o dziwo bardzo łatwo przystał na tę propozycję. Stwierdził, że "teraz Romeo będzie miał się z kim bawić". Romeo był pogodnym chłopcem oraz synem mistrza. Miał zaledwie 7 lat, więc nie stanowił ciekawego towarzystwa dla Burta, który był od niego starszy o 5 lat. Jego osobowość znacznie się zmieniła, gdy na Wyspie Tenro zginęli jego towarzysze. Wśród nich była osoba, którą darzył ogromnym szacunkiem. Nazywał się Natsu Dragneel. Pomimo swojej krótkiej przynależności do Gildii, Albright słyszała o nim wiele ciekawych historii.
Był późny poranek. Al szła w stronę tablicy ogłoszeń, by wziąć jakieś ciekawe zadanie. Ogłoszeniom przyglądał się postawny mężczyzna o czarnych włosach. Na głowie miał cienką opaskę przechodzącą przez jego czoło. Grubą szyję zdobił charakterystyczny naszyjnik pełen małych czaszek. Swoim ogólnym wyglądem przypominał Indianina. Dziewczyna podeszła do niego i przywitała się:
- Dzień dobry. Szukasz zadania?
- Tak, ale nie mogę się zdecydować, które wybrać...
- Są tylko trzy. - odpowiedziała zdziwiona - Przy okazji, nazywam się Albright, miło mi.
- Jestem Nab, słyszałem o tobie. Kilka dni temu zostałaś przyjęta do Gildii? Ponoć już robisz kawał dobrej roboty!
- To chyba jakaś pomyłka. - powiedziała zawstydzona - To zadanie będzie moim drugim. - dodała, wyrywając kartkę z tablicy - Gdzie jest mistrz?
- Hmm... - zamyślił się - Chyba nie ma go w tej chwili.
- Rozumiem, dziękuję.
Al poszła do Kinany, jednak jej nie znalazła. Nie było jej przy barze, za to spotkała tam kilka nowych twarzy.
- Przepraszam... - powiedziała, przerywając rozmowę osób, które zdawały się nie rozmawiać o niczym ciekawym - Czy widzieliście gdzieś mistrza lub Kinanę-san?
- Kinana poszła robić zakupy, a mistrz wyszedł gdzieś z Romeo. - odpowiedział mężczyzna o jasnobrązowych włosach, drapiąc się w tył głowy - Hmm... Jesteś tą nową, o której opowiadał Wakaba? Miło mi! Nazywam się Max.
- Cześć, jestem Laki! - odpowiedziała dziewczyna siedząca obok Maxa.
- Ja jestem Warren, miło mi. - powiedział czarnowłosy mężczyzna z odstającym uszami i dużymi wargami.
- Witam! Nazywam się Albright. Chciałam zatwierdzić zadanie, ale wygląda na to, że muszę poczekać.
- Może Wakaba jest gdzieś w pobliżu, on też to może zrobić. - stwierdził Max.
- Dzięki, poszukam go! - odpowiedziała Al, udając się w stronę wyjścia.
Przy dużych drzwiach zatrzymał ją mężczyzna z długimi włosami zawiązanymi w kucyk.
- Hej, jestem Vijeeter. - odpowiedział znienacka, tańcząc w miejscu - Chcesz zobaczyć mój nowy taniec?
- Yy... - zająknęła się Al - Bardzo chętnie, ale się spieszę... Jestem Albright, nie widziałeś przypadkiem Wakaby?
- Nie, cały czas dopracowywałem swoją choreografię. Może jest gdzieś w mieście. - odpowiedział, nie przestając tańczyć.
- Dziękuję. - powiedziała, po czym poszła w stronę miasta.
Albright nie mogła znaleźć nikogo. Zgubiła się. Zbliżał się wieczór, a ona myślała tylko o tym, by wrócić do Gildii. Żałowała, że w ogóle z niej wyszła. Nagle z jednego ze sklepów wyszedł Burt z workiem pełnym zakupów. Albright oburzyła się tym widokiem, ponieważ stwierdziła, że znowu coś ukradł. Później zdała sobie sprawę, że chłopak nie ucieka, tylko najnormalniej w świecie gdzieś się udaje.
- Co ty tu robisz? - spytał chłopak, idąc w stronę dziewczyny.
- Mogłabym cię spytać o to samo. - powiedziała zmieszana dziewczyna.
- Kinana-san poprosiła mnie, bym dokupił parę rzeczy. Kilka godzin temu była w sklepie, ale zapomniała niektórych składników.
- Kinana-san już dawno jest w Gildii... - powiedziała do siebie, łapiąc się za głowę. - Idziesz już do Gildii?
- Tak, a ty?
- Tak, chodźmy. - odpowiedziała z ulgą w głosie.
Zaczęli iść. Burt skręcił w lewo, podczas gdy Albright obrała odwrotny kierunek.
- Gildia jest tam. - powiedział zdziwiony chłopak.
- Tak! Wybacz, zamyśliłam się. - odpowiedziała zakłopotana dziewczyna, która od tej pory szła lekko za chłopcem, by wiedzieć, gdzie skręcić następnym razem.
- Co tam masz? - zapytał, wskazując na kartkę trzymaną przez Albright.
- Zadanie. Muszę zatwierdzić je u mistrza.
- Hmm... Zadanie - zamyślił się chłopak - Mi nie pozwolił ich jeszcze wykonywać. - dodał oburzony.
- Nic dziwnego, jesteś za młody. - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy, który zirytował Burta.
- Może pójdę z tobą?! - powiedział po chwili ciszy z niespotykanym entuzjazmem w głosie.
- Hę? Nie ma mowy! Nie wezmę dziecka na misję!
- Mam 12 lat! Jestem już duży! Czemu nie pozwolisz mi iść? Sam nie mogę chodzić...
- Eh... Dobra, ale ten jeden raz... - powiedziała ze zrezygnowaniem w głosie.
Z samego rana wyruszli na misję. Mimo, że Albright okazywała niechęć do chłopca, zdawała się być zadowolona jego obecnością.
KONIEC 8 ROZDZIAŁU
Rozdział 9[]
Albright wracała pociągiem wraz z Burtem z ukończonej misji. Dla dziewczyny rzadkim widokiem było to, że tak szybko dotarli do każdego wyznaczonego miejsca. Poczuła, że obecność tego chłopca jest jej potrzebna, w dodatku dobrze się z nim dogadywała - przynajmniej w jej wyobrażeniu.
- Stwórzmy drużynę! - powiedziała z wielkim entuzjazmem w głosie.
- Drużynę? Nie rozumiem. - odpowiedział zaniepokojony chłopiec - Na czym to polega? Przecież jesteśmy członkami Gildii.
- Ale drużyny są tworzone właśnie przez członków Gildii. Tylko z dobrymi kumplami się je zakłada. W drużynie można podejmować się trudnych zadań i szybciej je kończyć.
- Od kiedy jestem twoim dobrym kumplem? W dodatku mówisz tak, bo jesteś do bani w terenie.
- C-co? Nie! - oburzyła się dziewczyna - Kurcze, jak on to tak szybko odkrył! - pomyślała z jeszcze większą złością. - Dzięki temu będziesz mógł wykonywać misje!
- No tak! - odpowiedział z wielkim uśmiechem - Będę mógł chodzić na misje! W takim razie zgadzam się!
Nowa drużyna przypieczętowała swoją przynależność, wykonując kilka dziwnych ruchów dłońmi, które zostały zakończone tradycyjnym "przybiciem piątki".
Po kilku minutach pociąg zajechał na stację, a świeżo upieczona drużyna wysiadła z pojazdu.
- No? - powiedział chłopak - To kiedy następna misja?
- Dopiero co wróciliśmy z jednej. Musimy iść do Gildii. Jutro się za coś weźmiemy.
- Ale ja chciałem podjąć się jakiejś już dzisiaj! To niesprawiedliwe!
- Nie męcz mnie, jasne?! - powiedziała ze swoją straszną miną, łapiąc chłopca za kołnierz.
- T-tak. - odpowiedział chłopiec, po czym został puszczony na ziemię. - Straszna jest. - odzipnął.
- Mówiłeś coś?
- Nie, nic proszę pani! Chodźmy do Gildii!
Drużyna poszła więc do Gildii. Po kilkudziestu minutach była na miejscu. Albright nadal nie mogła się przyzwyczaić, że cały czas szła właściwą drogą. W budynku panowała bardzo miła atmosfera. Nagle do dziewczyny podeszła zielonowłosa kobieta z czarnowłosym mężczyzną, którego fryzura zasłaniała połowę twarzy.
- Witaj! Ty jesteś ta nowa? Miło mi, jestem Bisca, a to Alzack. - powiedziała znienacka, nie dając dojść do głosu mężczyźnie.
Do trójki podszedł rozweselony Macao, po czym objął Biscę i Alzacka.
- Siemka Al! Słyszałaś, że te papużki się pobierają? No jasne, że nie! - powiedział, zmieniając humor przy każdym zdaniu.
- Na prawdę? Świetna wiadomość! - odpowiedziała dziewczyna.
- Oczywiście czuj się zaproszona. Na ślubie będzie każdy członek Gildii.
- Dziękuję, będzie mi bardzo miło! Data jest już ustalona?
- Tak. Chcemy się pobrać w czerwcu. Może to trochę szybko, ale lepiej mieć to już za sobą. Wiesz, że to ja mu się oświadczyłam?
- Może już darujmy sobie tę rozmowę. - wstrącił się Alzack. - Musimy zaprosić jeszcze kilka osób. Miło było cię poznać Albright!
Para odeszła od dziewczyny i szła w kierunku Burta, który od przyjścia do Gildii szukał odpowiedniego zadania na tablicy ogłoszeń.
Albright usiadła na krześle przy oknie i zaczęła rozmyślać o zmianach w jej życiu. W ciągu kilku dni dołączyła do Fairy Tail, poznała Burta i założyła z nim drużynę. Poczuła, że znalazła swoje miejsce. Była szczęśliwa z tego, że tu jest.
KONIEC 9 ROZDZIAŁU
Dopiski autora[]
Kilka ciekawostek, które miały miejsce podczas Sagi.
- Częsta nieobecność Macao i Wakaby jest spowodowana faktem, że zajmowali się poszukiwaniami Drużyny Tenrō.
- Albright tego nie zauważyła, jednak złodziej, którego złapała na swojej pierwszej misji, był dokładnie tym, który kilka dni wcześniej ukradł jej torebkę.
Kilka ciekawostek, które wydarzyły się po tej Sadze.
- Albright założyła wraz z Burtem drużynę. Nie jest ona oficjalnie nazwana. Przyjmuje się nazwę Drużyna Albright.
- Podczas pierwszego Wielkiego Turnieju Magicznego, Albright i Burt byli na miesięcznej misji. Trwała ona cały lipiec. Nie brali więc oni udziału w tym wydarzeniu.
- Al poznała Jeta i Droya, z którymi wcześniej nie miała styczności.
Tłumaczenia[]
- ↑ フラッシュ スカイライト, Błysk Świetlików